W swieto pracy dotarlem do Boliwii – kraju rzadzonego przez partie socjalistyczna. Po drodze nie bylo zadnych specjalnych przygod, poza blisko dwugodzinnym czekaniem w roznych kolejkach na granicy peruwiansko-boliwijskiej. Nie byloby problemu, gdyby nie to, ze nad ranem (a wtedy bylem na granicy) bylo dosyc zimno i niestety zmarzlem, co pozniej chyba dalo efekt w postaci przeziebienia.
W La Paz mieszkam w hotelu Torino, poleconym mi przez kolege – calkiem przyjemny. Hotel polozony jest w samym centrum, kilkanascie metrow od Plaza Murillo – glownego placu La Paz. Kiedy jechalem z dworca autobusowego do hotelu, taksowkarz nie mogl dowiezc mnie pod drzwi – na placu byla demonstracja pierwszomajowa i sam plac i okoliczne ulice byly zamkniete. Ale bez problemow doszedlem na miejsce. Na szczescie nie mam zadnych problemow z choroba wysokosciowa, wiec moge spokojnie zwiedzac miasto.
Jeszcze pierwszego maja wykupilem wycieczke rowerowa – szescdziesieciokilometrowy zjazd (z przewodnikami – Beto i Omarem, bardzo fajni goscie) z polozonej w poblizu La Paz przeleczy na wysokosci 4700 metrow n.p.m. do miejscowosci Coroico polozonej na wysokosci 1700 metrow. Wycieczka jest reklamowana jako zjazd najbardziej niebezpieczna droga na swiecie – przy czym od trzech miesiecy jest otwarta nowa, bezpieczna droga z Coroico do La Paz, ktora jezdza teraz wszystkie samochody poza nielicznym ruchem lokalnym i rowerami poruszajacymi sie po starej drodze, wiec nie musielismy sie mijac z ciezarowkami i autobusami. Pierwsza czesc zjazdu prowadzi nowa, asfaltowa droga, wsrod wysokich gor, z widokiem na doline ponizej – przypominalo mi to nieco widoki z Alp.
Bardzo dobrym pomyslem bylo ubranie skorzanej kurtki – swietnie izolowala od zimnego wiatru. Poniewaz szybko traci sie wysokosc, trudno zauwazyc konkretny moment gdy pojawiaja sie poczatkowo coraz wieksze zarosla, nagle czlowiek orientuje sie, ze znajduje sie w lesie. Druga czesc drogi jest gruntowa i waska – to wlasnie ta slynna droga smierci. Na samym poczatku tej gruntowej drogi zrobilem cos dziwnego, chyba trzymalem kierownice roweru tylko jedna reka (moze chcialem cos poprawic przy kasku?), druga reka skrecalem i chyba zbyt mocno zahamowalem – od razu znalazlem sie na ziemi. Upadlem na prawa strone ciala, ale na szczescie skonczylo sie tylko na siniakach. Troche sie przestraszylem ze moglem uszkodzic kolano (to samo z ktorym mialem problemy przed wyjazdem), ale teraz, po dwoch dniach, wyglada na to ze wszystko jest w porzadku – moge chodzic bez bolu. W mojej grupie zdarzyl sie jeszcze jeden wypadek – dziewczyna rowniez sie wywrocila, na szczescie tez bez zadnych zlaman, chociaz w odroznieniu ode mnie, zdarla sobie skore na ramieniu.
W Coroico cala grupa zatrzymala sie w hotelu z basenem, moglismy sie wykapac (najpierw w lazience), a potem zjedlismy obiad w jadalni z niesamowitym panoramicznym widokiem na gory. Cala grupa potem wrocila busem (ktory caly czas asekurowal nas jadac za nami) do La Paz, a ja zostalem na jeden dzien w hotelu.
W okolicach Coroico na gorskich stokach mozna zobaczyc plantacje koki (chyba stamtad pochodzi obecny prezydent Boliwii Evo Morales, dawny przywodca organizacji plantatorow koki), gaje pomaranczowe, bananowce. Klimat jest zupelnie inny niz w La Paz, slonce grzeje, wieje przyjemny wiatr (a trzeba pamietac ze tutaj jest teraz jesien). Przez caly dzien staralem sie nic nie robic, nawet nie przeszedlem sie z hotelu do miasteczka, tylko sobie lezalem na sloncu probujac rozprawic sie z przeziebieniem. Wieczorem, kiedy przyjechala kolejna grupa rowerzystow, czulem sie zdecydowanie lepiej (choc jeszcze nie do konca zdrowy). Kilka osob z tej grupy podobnie jak ja zdecydowalo sie zostac w Coroico, dzieki czemu byly wolne miejsca w busie i moglem wrocic do La Paz.
W hotelu Torino dalo sie w nocy odczuc brak ogrzewania, wiec zeby nie chlodzic niepotrzebnie moich zatok, spalem w grubej czapce na glowie:) Dzisiaj krece sie troche po miescie, musze uzupelnic zapasy, a wieczorem wyjezdzam do Uyuni, zeby stamtad udac sie na wycieczke do salarow – wielkich slonych jezior. Wycieczka jest kilkudniowa (jeszcze nie znam szczegolow – biuro podrozy wybiore dopiero na miejscu), zamierzam ja zakonczyc w San Pedro de Atacama w Chile.