Wszystkim, którym nie złożyłem życzeń świątecznych – wszystkiego najlepszego, pomyślności i radości – nie tylko od święta, ale i na codzień.
Spędzam sobie Święta w Krośnie i okolicach – w Wielką Sobotę zrobiłem sobie ostatni (chociaż tak naprawdę to i pierwszy) test sprzętu (czyli kijów trekkingowych i butów) i samego siebie przed dużym wyjazdem. Tarnica w końcu została zdobyta (ostatnie dwie próby były nieudane – w lecie trafiliśmy na jeden jedyny dzień zamglony i deszczowy, a rok temu na Wielkanoc szlak z Wołosatego był zamknięty). Wygląda na to że wszystko działa – zwłaszcza kije bardzo ułatwiają poruszanie się po górach, zarówno przy podchodzeniu (mam cały czas punkt podparcia dla rąk, podciągam się przy każdym kroku nieco do góry) jak i schodzeniu (znów – mogę dużą część ciężaru ciała przenieść przez ręce na kijki, więc odciążam plecy i kolana). Pogoda w Bieszczadach średnio ciekawa – cały czas chmury, na szczęście bez deszczu. Sporo śniegu na północnych stokach, trochę także w lesie.
Wracając z Bieszczadów zachaczyliśmy o Słowację – próbowaliśmy znaleźć jakiś otwarty sklep z czymś dobrym do picia i miejsce w którym moglibyśmy coś zjeść (gdyby w menu był vyprážaný syr, to w ogóle byłbym bardzo zadowolony), jednak o godzinie 21 Słowacy już świętowali i pomiędzy przejściem granicznym w Barwinku a Svidníkiem nie znaleźliśmy nic otwartego.
Poza tym – bardzo fajną scenę widziałem dzisiaj pod cmentarzem w Krośnie, taka bardzo świąteczna mi się wydała – kobieta krzyczała do jakiegoś znajomego, że trzy godziny wcześniej została babcią:)