Wracając do opowiadań berlińskich – noc, wprawdzie gorąca, ale minęła spokojnie. Dzień okazał się być równie upalny jak poprzedni, ale zwiedzać trzeba. Oczywiście zwiedzanie głównie w postaci obejrzenia gdzie znajdują się miejsca potencjalnie dobre do zwiedzenia. Na lepsze obejrzenie muzeów trochę czasu brakowało, a i przy niemieckich cenach biletów do muzeów, zwiedzanie losowo wybranego muzeum może okazać się niefajnym pomysłem.
Jak już wcześniej pisałem – miałem bilet teoretycznie dający zniżki do muzeów, ale nie miałem do niego informatora. Informator można wydrukować sobie z internetu, ale oczywiście zapomniałem o tym, a ponieważ porządek musi być, w kiosku informatory mają, ale tylko jeśli się tam kupi bilet, jeśli się kupiło w automacie (bo żaden kiosk nie był czynny w piątek o 22 na stacji Berlin Lichtenberg), to już informator nie przysługuje. Podobno (o ile dobrze zrozumiałem) są jakieś punkty obsługi klienta komunikacji miejskiej, gdzie taki informator można dostać jeśli się ładnie poprosi – tylko zupełnie nie po drodze mi było. Następnym razem trzeba będzie nieco lepiej się przygotować przed wyjazdem.
A propos automatów – mają za to w Niemczech inną, bardzo fajnie rozwiązaną rzecz – mianowicie automaty przyjmujące butelki plastikowe i puszki. Przy zakupie napojów w plastikowych butelkach (dowolnych także jednorazowych) pobierana jest kaucja (25 centów za butelkę 1,5 litra), którą można odebrać w dowolnym sklepie wyposażonym w taki automat. Trzeba tylko pamiętać, żeby nie uszkodzić etykiety z kodem paskowym na butelce. Efektem ubocznym jest to, że można spotkać sporo osób, które zbierają wszystkie możliwe puste butelki z chodników (w koszach na śmieci też szukają). W sklepie na dworcu głównym było kilku Polaków, którzy przytaszczyli całe pudło pustych butelek. Zorganizowali sobie pracę tak, że jeden dmuchał w pustą butelkę (tak żeby się mogła kręcić w maszynie i żeby kod paskowy było widać), a drugi obsługiwał maszynę. Jeśli butelka okazała się być taką, której maszyna nie rozpoznawała, dosyć głośno rzucali mięsem. Od razu zrobiła się długa kolejka (bo tych butelek było dużo), ale w końcu po kilku minutach skończyli i już za chwilę mogłem spróbować oddać swoje butelki. Oddałem, dostałem kwitek do kasy na 75 centów, po czym maszyna powiedziała że jest pełna, więc osoby stojące za mną w kolejce musiały pewnie znaleźć inny sklep z maszyną do oddawania butelek.
Wracając do niedzielnego zwiedzania – udało się obejrzeć pałac Charlottenburg (ale tylko z zewnątrz), trochę do Wilanowa podobny, nawet jakieś jezioro obok jest. Potem w autobus (tutaj polski akcent – przegubowce w Berlinie to w większości Solarisy, oczywiście w niemieckim stylu wsiada się tylko drzwiami obok kierowcy, a sam autobus ma tylko 3 pary drzwi – w porównaniu z warszawskimi, brakuje ostatniej pary drzwi), do U-Bahnu – stacja Richard-Wagner-Platz (na ścianach nawet chyba jakieś zdjęcia z oper są, a sama stacja pierwotnie powstała w 1906 roku i nazywała się inaczej, a obecną nazwę zyskała w 1935 roku), a potem chyba z jakąś przesiadką w stronę centrum. Tam najpierw do obejrzenia kościoły – Deutscher Dom i Französischer Dom, a dalej spacer w stronę Checkpoint Charlie.
Jeszcze przed Checkpoint Charlie na chwilę wstąpiłem do Starbucksa – klimatyzacja działała tam tak dobrze, że aż nie chciało się wysiadać, do tego mrożona czekolada i naprawdę ciężko było się zdecydować żeby wyjść na skwar na zewnątrz. Po obejrzeniu Charliego spacer w stronę zachowanego odcinka muru (obok muzeum terroru, ale już nie miałem czasu zwiedzić, zresztą chyba niekoniecznie chciałem), a stamtąd na plac Poczdamski. Plac, a właściwie budynki wokół, robią duże wrażenie, a zaraz obok jest Tiergarten – niestety ciężko było wejść, bo zrobili tam jakąś strefę dla kibiców, sprawdzali plecaki, kazali wyrzucać butelki (nawet te, które można oddać do recyklingu i odebrać kaucję), więc zrezygnowałem. Pozostała jeszcze kolejna przejażdżka piętrowym autobusem – niestety w odróżnieniu od parterowego Solarisa, nie miał sprawnej klimatyzacji, więc prawie się ugotowałem (Niemcy chyba zakładają że klimatyzacja będzie działała zawsze, więc tylko co drugie – trzecie okno ma taki malutki uchylany lufcik, który w trzydziestosześciostopniowym upale nic nie daje), ale za to po wyjściu z autobusu zrobiło się chłodniej!
Potem już powrót do Poznania (znów w wersji kombinowanej – do Kostrzyna niemieckim szynobusem, stamtąd już polskimi pociągami). Poza tym, że polski pociąg osobowy był spóźniony o godzinę, więc trzeba było kombinować w Krzyżu z przesiadką (ostatnia osobówka do Poznania już odjechała, ale za to był jakiś opóźniony TLK, więc nawet znośnie się udało dojechać).
Plan na następną wizytę – mniej więcej wiem co i gdzie jest w Berlinie, ale trzeba się wywiedzieć co konkretnie można na wyspie muzeów zwiedzić (i pewnie w innych miejsach też), oraz jakie są faktyczne promocje na bilety do muzeów, komunikację miejską itp. Kolejną częścią planu jest to, że powinno być chłodniej (kiedykolwiek następna wizyta w Berlinie się odbędzie).
0
Musisz się zalogować aby móc komentować.