Singapur leży prawie na równiku – kontrast z naszą listopadową pogodą jest niesamowity. Już na lotnisku czułem, że jest cieplej niż jestem przyzwyczajony, ale dopiero w momencie przesiadki z jednej linii metra na drugą uderzyło w nas gorące i wilgotne powietrze. Przy okazji Google Maps zafundowało nam chrzest bojowy w tej temperaturze – zamiast przesiąść się jeszcze raz i pojechać najbliżej jak się da do naszego hotelu, ostatnie dwie stacje metra przeszliśmy piechotą, w deszczu i z bagażem. W hotelu, po szybkim odświeżeniu się, padliśmy do łóżka na kilka godzin. Długa podróż, jet lag – to wszystko spowodowało, że dopiero wieczorem wyszliśmy coś zjeść. Niedaleko hotelu znajduje się dzielnica Little India – pełna indyjskich sklepów, świątecznie oświetlona z okazji Dipawali. Mieli też tam Hawker Centre – kilkanaście, może kilkadziesiąt barów z różnymi rodzajami jedzenia. Ponieważ to dzielnica indyjska, najłagodniejsze danie okazało się być dosyć ostre, ale w sumie było całkiem ok.
Następnego dnia byliśmy dla odmiany w Chinatown, po czym zwiedzaliśmy Gardens by the Bay – stuhektarowy park zbudowany na terenach odebranych morzu. Wśród zieleni dużo łatwiej było sobie radzić z upałem. Udało się nam nawet zobaczyć smoka – wprawdzie Wikipedia mówi że to waran paskowany, ale według mnie to był mały smok. Pisałem już, że Singapur leży prawie na równiku – każdego dnia naszego pobytu po południu była potężna ulewa, po czym na wieczór znów robiło się pogodnie. W samym mieście chyba z tego względu budowane są zadaszone chodniki – pomagają uciec zarówno przed palącym słońcem jak i przed deszczem. W parku takich luksusów nie ma, ale udało nam się znaleźć zadaszoną ławkę nad stawem z liliami wodnymi – więc przesiedzieliśmy tam chyba godzinę aż do ustania deszczu. Po zmroku obejrzeliśmy pokaz światło i dźwięk – wybudowano w środku parku kilka sztucznych drzew, które nocą są specjalnie podświetlane.
Najwygodniejszą formą korzystania z komunikacji miejskiej w Singapurze jest płacenie za przejazdy bezstykową kartą płatniczą – wystarczy jej użyć zarówno przy wchodzeniu jak i wychodzeniu z metra i system automatycznie pobiera odpowiednią opłatę z konta.
Ostatniego dnia w Singapurze odwiedziliśmy tamtejsze muzeum ze świetną wystawą Tropical – spojrzenie na kolnializm z punktu widzenia Azji Południowo-Wschodniej jak i Ameryki Łacińskiej. Dużo rozmyśleń o tym, jak na to patrzeć z polskiego punktu widzenia. Z jednej strony – Polska nie miała kolonii na innych kontynentach (chociaż w dwudziestoleciu byli tacy, którzy bardzo tego chcieli), z drugiej – czym różniło się traktowanie ludności dawnych Kresów przez polskich panów od traktowania mieszkańców kolonii przez potęgi kolonialne?