Przy sniadaniu obejrzalem sobie z panem Arielem (wlascicielem hostelu Ruca-Potu) wyscig F1, fajnie ze Kubica w koncu zdobyl punkty. Potem poszedlem na dworzec autobusowy – kupic bilety do Tucuman. Nie udalo sie od razu – nie bylo pradu na dworcu, wiec po ilus minutach czekania postanowilem udac sie do centrum – zobaczyc jak wyglada w dzien. Rownie fajnie.
Na obiad zjadlem w restauracji La Cerveceria danie o nazwie Polaca „Bremen” – czyli „Polka z Bremy(?)”. Danie skladalo sie z kielbaski (w niemieckim stylu, dobrze przyprawionej) na goraco, frytek i surowki – pomidor z salata. Do tego (zgodnie z nazwa restauracji) – piwo.
Na Plaza Independecia spotkalem starszego pana, bibliotekarza, dziennikarza i poete (przynajmniej tak o sobie mowil) – poprosil zeby opowiedziec mu o Polsce, sam troche opowiedzial o Mendozie, ja opowiedzialem troche o Chopinie (sam sobie przypomnial ze Chopin byl Polakiem), na koniec moj rozmowca poprosil o wpisanie mu po polsku do zeszytu slow „Buen dia Mendoza” – dzien dobry Mendozo.
Wrociwszy z centrum udalo mi sie kupic bilet, przyszedlem do hostelu i widze ze w TV co najmniej 1,5 h przed meczem Boca Juniors – River Plate (derby Buenos Aires) rozpoczela sie relacja na zywo!