Spedzilem dwa dni w Cafayate – wczoraj obejrzalem miasteczko i bylem na kilkugodzinnej wycieczce – trudno opisac slowami widoki – pojechalismy busem, zatrzymywalismy sie w najciekawszych miejscach i robilismy kilkunasto-kilkudziesieciominutowe spacery. Widzialem, wielkie formy skalne (to chyba jest kalka z angielskiego, ale nie moge sobie przypomniec jak napisac to lepiej po polsku), doline wsrod czerwonych, zoltych i zielonych skal, wkolo wszedzie kaktusy i suche trawy. W wycieczce towarzyszyla nam mila foksterierka o imieniu Eulogia. W odroznieniu od pewnego znanego mi Fuksteriera, Eulogia nie przejawiala objawow ADHD, grzecznie chodzila za swoim panem (przewodnikiem i kierowca busa), przybrala tez ciekawy, czerwonorozowy odcien, po wytarzaniu sie w piasku wsrod kolorowych skal.
Dzisiaj – jako bonus do wczorajszej wycieczki, biuro podrozy zabralo nas do okolicznych winnic – moglismy zarowno zobaczyc proces produkcyjny wina, uslyszec nieco o historii tutejszych winnic (chyba najstarsze maja okolo 150 lat), a takze skosztowac. Produkowane jest tutaj m.in. biale wino Torrontes – podobno to gatunek wytwarzany jedynie w Argentynie.
Nastepnie z Katarina i Iva wynajelismy taksowke i pojechalismy obejrzec preinkaskie ruiny miasta Quilmes. Katarina (ktora spedzila w Ameryce Poludniowej ostatnie 5 miesiecy) mowi, ze ruiny zajmuja mniej wiecej taki sam obszar jak ruiny w Machu Picchu. Oczywiscie otoczenie jest inne – tutaj az po horyzont (a wlasciwie krance doliny) rosna tysiace kaktusow!