W poniedziałek rano, w drodze do pracy, zauważyłem (a właściwie usłyszałem) niepokojące objawy gdzieś w okolicach napędu roweru – jakby biegi w piaście były źle wyregulowane, albo łańcuch przeskakiwał. Poza tym rower jechał nawet sprawnie, więc dopiero na parkingu spróbowałem się przyjrzeć co mogło się stać. Jakoś uparłem się na uznanie linki do zmiany biegów za przyczynę problemu – faktycznie w jedną stronę zabrakło mi możliwości dalszej regulacji. Ze źle wyregulowaną linką da się jeździć, tylko czasem niższe biegi nie wchodzą tak jak trzeba – w ostateczności trzeba jechać na najwyższym biegu, co może nie jest przyjemne (bo ciężko się jedzie), ale na krótkim dystansie nie stanowi to problemu.
Wieczorem wyjeżdżam sobie z pracy, napęd coraz częściej strzela, ale można jechać. Po kilkuset metrach okazało się że jednak nie można – łańcuch się zerwał. Pozbierałem go do torebki foliowej (cały w smarze był) i już wyobrażałem sobie dwukilometrowy spacer z rowerem do domu, bardzo przyjemny, biorąc pod uwagę to, że właśnie śnieg zaczął prószyć. Na szczęście w tym wszystkim okazało się że było to najlepsze miejsce do zerwania łańcucha wieczorową porą w Poznaniu – bo pod wejściem do Galerii Malta, w której znajduje się sklep sportowy z serwisem rowerowym (a o tej porze roku raczej narciarskim), czynnym do godziny 22.
Początkowo chciałem od razu kupić nowy łańcuch i dać go założyć w serwisie, ale okazało się, że w styczniu takiej części w tym sklepie nie kupię. Uczynny pan serwisant jednak stwierdził że trzeba wspomóc kolegę rowerzystę w potrzebie, więc jedno zerwane ogniwo dosztukuje z jakiejś końcówki łańcucha (łańcuchy z reguły sprzedaje się dłuższe niż potrzeba, żeby było z czego je skracać). Rozpoczęły się poszukiwania pasującego ogniwa, niestety po sezonie mieli większe porządki w serwisie i trochę przydatnych rzeczy przy okazji zniknęło. Perspektywa spaceru z rowerem znów stawała się bliższa, ale wtedy pan serwisant wyciągnął tajną broń – breloczek zrobiony z kilku ogniw łańcucha pasującego rozmiarem do mojego. Breloczek został rozkuty, ogniwo idealnie pasowało do mojego łańcucha (przynajmniej rozmiarem, bo kolorem już niekoniecznie – nowe jest srebrne, a stare – czarne). Samo założenie łańcucha powinno już być prostą rzeczą, ale okazało się że nie do końca – potrzeba było zluzować tylne koło, wtedy można było zapiąć łańcuch, jeszcze trochę walki ze skuwaczem (takie urządzenie do zakładania łańcucha), z powrotem dokręcić tylne koło i już było gotowe. Przy okazji dowiedziałem się czemu pan serwisant tak się ucieszył na widok roweru do naprawy – ostrzenie i smarowanie nart jest mniej ciekawym zajęciem niż serwisowanie rowerów. Wymieniliśmy parę uwag na temat ram stalowych, w szczególności tych łączonych na mufy, mój rower też został nieco skomplementowany – ma fajną korbę.
Przy kasie też się trochę zdziwiłem – koszt usługi wyniósł 5 (słownie: pięć) złotych!
0
Musisz się zalogować aby móc komentować.