2 grudnia budzimy się w hotelu w parku narodowym Tongariro, nieopodal wulkanu Ngaruhoe – Góry Przeznaczenia. Czyli jesteśmy w Mordorze. Wprawdzie Boromir ostrzegał: „Nikt po prostu nie wchodzi do Mordoru”, ale skoro jesteśmy orkami z Mordoru przy Domaniewskiej, jest szansa że orkowie z Mordoru ze Śródziemia nie zrobią nam nic złego. Idziemy więc na spacer, nie pod sam wulkan, ale żeby zwiedzić okolicę. Pogoda i roślinność raczej wczesnowiosenna, ale spacer przyjemny.

Wodospad Taranaki

Żeby nie kusić losu, opuszczamy okolice Mordoru/Tongariro i kierujemy się na północ, w stronę miejscowości Rotorua. Dużą część dnia spędzam za kierownicą, mam nawet czas ułożyć sobie w myślach co nieco o nowozelandzkich drogach:

  1. Poza dużymi miastami (czyli w zdecydowanej większości kraju) drogi są wąskie, często bez utwardzonego pobocza, na szczęście nieźle oznakowane. Trochę przypomina mi to drogi w Szkocji.
  2. Często spotyka się roboty drogowe – są światła lub sterowanie ręczne i ruch wahadłowy. Często widzieliśmy naprawy nawierzchni wykonywane w sposób podobny do tego, jaki pamiętam z lat 90. w Polsce, kiedy bardzo brakowało pieniędzy na remonty dróg – stara nawierzchnia jest frezowana, na to kładzie się jakieś lepiszcze, a na to sypany jest grys. Na całym odcinku przez pewien czas jest ograniczenie prędkości, ponieważ to jeżdżące samochody mają ubijać i spajać rozsypany grys z podłożem. Ponieważ ograniczenie jest z reguły ignorowane, dużo samochodów jeździ z popękanymi szybami, efekt tego, że spod kół innych aut wylatują kamienie.
  3. Nawierzchnia po takiej naprawie jest dosyć równa, ale jest też dużo głośniejsza niż zwykła mieszanka na naszych drogach. Jeździmy autem, które jest dosyć głośne samo w sobie, na dodatek jest dużym pudłem rezonansowym, więc efekt jest jeszcze mocniejszy.
  4. Modele aut osobowych są dosyć podobne do spotykanych w Europie – widać Toyoty, Skody, Fordy, Nissany, z bardziej egzotycznych są australijskie Holdeny, chyba też widziałem kilka chińskich MG. Część aut jest sprowadzana z innych krajów z ruchem lewostronnym.
  5. Ciekawie wygląda kwestia ciężarówek. Spotyka się zarówno modele typowo europejskie jak Scania czy MAN, jak i amerykańskie Kenworth – i są to zarówno modele z silnikiem przed kabiną, jak i właściwie już niespotykane w USA cab over, czyli z szoferką nad silnikiem. Te drugie są niby podobne do europejskich czy azjatyckich marek, ale już na pierwszy rzut oka widać, że amerykanie niewiele zmienili w ich konstrukcji przez ostatnie pół wieku. Wiele ciężarówek ma zamontowane osłony z siatki na reflektorach i szybach – widać że kamienie wyrzucane spod kół muszą stanowić tam duży problem.
  6. Dużo znaków drogowych zawiera treści po maorysku. Najbardziej podobał mi się ten informujący o szkole:
Kura

Po południu dojeżdżamy do Rotorua. Miejscowość bardzo reklamuje swoje gorące źródła, chociaż nie chwalą się za bardzo tym, że w całym mieście czuć zapach siarki. Po zameldowaniu się na kempingu idziemy do pobliskiego parku Kuirau, gdzie można wymoczyć sobie stopy w wodzie z gorących źródeł, a idąc dalej przejść się wśród kłębów pary.

Park Kuirau

Niedaleko parku znajduje się dzielnica maoryska – widzimy tam Marae, przed wieloma domami widać maoryskie rzeźby – a wszystko wciąż w kłębach pary. Po długim spacerze zaskakująco dobrze nam się śpi.

3 grudnia ruszamy w stronę Hamilton, gdzie chcemy obejrzeć nowozelandzką paradę świąteczną. Takie parady organizowane są w wielu miastach na cześć tego, że św. Mikołaj przyjeżdża do miasta i oznaczają początek okresu świątecznego. W paradzie uczestniczą członkowie miejscowych klubów, stowarzyszeń, grup etnicznych (byli np. przedstawiciele społeczności nepalskiej czy koreańskiej), wszyscy poprzebierani w klimacie świąt. Niestety, podczas parady było chłodno i padał deszcz, pewnie przy lepszej pogodzie byłoby jeszcze ciekawiej.

Parada świąteczna w Hamilton

Przed paradą obejrzeliśmy jeszcze w miejscowym muzeum Waikato zachowaną dziewiętnastowieczną maoryską długą łódź wojenną Te Winika, a także wystawy o tym, jak Brytyjczycy walczyli, wbrew podpisanym traktatom, z Maorysami. Wojny działy się za panowania królowej Wiktorii, ale dopiero królowa Elżbieta II za nie przeprosiła.

Po południu ruszamy w pobliże Auckland, tam znajdujemy przyjemny kemping w parku, gdzie spędzamy naszą ostatnią noc w kamperze. 4 grudnia pakujemy nasze rzeczy z powrotem do plecaków, doprowadzamy auto do takiego stanu, w jakim je zastaliśmy, a po południu jesteśmy już na lotnisku, gdzie spotykamy kolejną parę, która będzie jeździć „naszym” kamperem. Przed nami jeszcze trzy noce w Nowej Zelandii, ale spędzimy ten czas trochę inaczej, niż ostatnie dwa tygodnie.

Możliwość komentowania jest wyłączona.