Książki ostatnio głównie czytam w drodze – przynajmniej jeśli mam miejsce siedzące w autobusie czy pociągu. Od czasu do czasu łapię się na tym, że im bardziej czytam daną książkę, tym bardziej czuję, że jest po prostu dobrze napisana. Niekoniecznie chodzi o to, czy historia jest ciekawie przedstawiona – ciekawe i wciągające historie piszą też scenarzyści serialowi – bardziej o to, że czytając stopniowo zdaję sobie sprawę, że ta książka mówi o tym, co chcę usłyszeć, oraz przedstawia to tak, że świetnie się ją czyta, że wnosi coś nowego i świeżego. Ostatnio najczęściej biorę się za Wydawnictwo Czarne, głównie ich serię Inna Europa, Inna Literatura. Niedawno czytałem Tarasa Prochaśki Z tego można zrobić kilka opowieści. Nie wiem, czy to przez odwołania do bliższej i dalszej historii Ukrainy, Galicji, miasta, które raz nazywa Iwano-Frankiwskiem, a chwilę później, w opowieści o babce, domu rodzinnym – już jest Stanisławowem, czy może przez to jak splótł Lwów, swoich synów i Hrabala – ale to jest właśnie jedna z takich książek, po których lekturze doznaje się pewnego rodzaju olśnienia.
Jest kilka serii wydawniczych, które właśnie trzymają tak bardzo wysoki poziom, że można kupować książki w ciemno. Dziadek zbierał serię Naokoło Świata – mówił mi, że ze stu kilkudziesięciu książek, może dwie okazały się być słabe. Przypomniałem sobie o tym niedawno, kiedy naprawdę ciężko szło mi czytanie książki z tejże serii. Wychodzi na to, że to właśnie jeden z tych słabych wyjątków – znalazłem nawet w książce, bardziej na początku niż na końcu, starą zakładkę. Sam również nie byłem w stanie przeczytać więcej.
Inna Europa, Inna Literatura
Opublikowano: 20.03.2011 o 17:37 przez mat w Rękopis znaleziony w plecakuMusisz się zalogować aby móc komentować.
Faktycznie, z książki Tarasa Prochaśki da się zrobić kilka opowieści… ale nie o to w tej książce chodzi 🙂 Moje wrażenie po przeczytaniu tej książki to było przeczytanie jej jeszcze kilka razy. I to nie dla fabuły! Dla całego tego świata, który tworzy – najpierw przez skojarzenia (w pierwszej części), a potem przez wspomnienia (w drugiej części książki). Czułam się jakby stojąc w jednym miejscu autor dobudowywał cegiełka po cegiełce cały swój świat dookoła mnie. I to co zapamiętałam z tej książki to wrażenie Ukrainy a nie jakaś konkretna fabuła.
Ach, i jeszcze jedno – można było się delektować każdym zdaniem napisanym przez autora – być może Prochaśko jest dobrym pisarzem albo trafił na genialnego tłumacza, ale każde zdanie w książce czytało się z czystą przyjemnością 🙂