Byłem dzisiaj na wycieczce do doliny Rob Roy. Znowu dzień pełen wrażeń – z Wanaka jedzie się drogą w stronę Mount Aspiring, drugiej co do wysokości góry w Nowej Zelandii. W jedną stronę jest nieco ponad 50 km, z czego 30 prowadzi szutrową drogą wśród pastwisk (jak zwykle tutaj – krowy, owce i jelenie) wzdłuż rzeki Matukituki, pod koniec trasy już nawet mostków nad strumykami wpływającymi do Matukituki nie ma, trzeba przejeżdżać przez brody (po angielsku – ford). Przed każdym z nich jest znak ostrzegający przed fordem – ciekawe, ile osób szukało niebezpiecznego samochodu na drodze. Na samym końcu drogi publicznej jest parking, skąd rozpoczyna się kilka szlaków, w tym prowadzący doliną rzeki Rob Roy, wypływającej z lodowca na górze Rob Roy.
Wycieczka nie jest nadzwyczajnie długa, w jedną stronę idzie się 1,5-2h, na szczęście w dużej mierze przez las. Na szczęście, bo słońce tutaj teraz bardzo mocne jest, nie żałowałem kremu do opalania, powtarzałem co 2 godziny, a i tak zrobiłem się trochę czerwony. Pisałem wcześniej, że w samolocie do Nowej Zelandii obejrzałem film Beyond the Edge, o sir Edmundzie Hillarym – był on pokazany na zdjęciach w czapce z daszkiem z przymocowaną po bokach i z tyłu chustką, coś trochę podobnego do kepi. Bardzo spodobał mi się pomysł, więc już od kilku dni zdarza mi się zakładać coś podobnego na głowę. Pomaga o tyle, że nie martwię się o to, że oparzę sobie uszy albo szyję. Wracając do wycieczki – na początku idzie się przez pastwiska, potem taka fajna podwieszana kładka, jednocześnie może na nią wejść maksimum 10 osób, trochę się huśta przy każdym kroku, a następnie już cały czas nad dosyć burzliwą górską rzeką. Na samym końcu widać skąd tam tyle wody – wszystko wypływa z lodowców, na początku tworząc wspaniałe wodospady.
Długie spacery, nawet przerywane co chwilę robieniem zdjęć, potrafią skłonić do zastanowienia się nad dziwnymi rzeczami. Przyszedł mi do głowy temat antypodów – jak to konkretnie z nimi jest? Po powrocie do Wanaka pojeździłem nieco palcem po mapie i wnioski są z grubsza takie:
1. Ciekawe, czy jest jakaś mapa, na której byłyby zaznaczone wszędzie kontury miejsc będących po przeciwnej stronie globu. Stosunkowo łatwo jest to zrobić przy pomocy komputera, więc pewnie już ktoś na to wpadł wcześniej.
2. Mamy sporo oceanów i chyba stosunkowo rzadko się zdarza, żeby punkty po przeciwnych stronach globu były na lądzie.
3. Okolica, w której teraz jestem, ma swoje antypody z grubsza na północny zachód od półwyspu Iberyjskiego. Auckland, w którym przesiadałem się na lot krajowy, a jutro będę się przesiadać na lot do San Francisco ma swoje antypody gdzieś w płd-zach Hiszpanii.
4. Mam wrażenie, że przelatywałem tamtędy wracając z Ameryki Południowej kilka lat temu.
4. Biorąc pod uwagę powyższe, może w końcu trzeba będzie dotrzeć do Portugalii (ostatnio, kiedy próbowałem tam dolecieć, wylądowałem w Odessie), a przy okazji sprawdzić, co jest w płd-zach Hiszpanii (i czy przypadkiem nie tam dzieją się wydarzenia opisane w Rękopisie znalezionym w Saragossie).
Wieczorem, kiedy już byłem z powrotem w Wanaka, postanowiłem umyć wypożyczone auto – zabrudziło się podczas deszczu kilka dni temu, zebrało dużo owadów na maskę i przednią szybę, trochę głupio takie brudne oddawać. Spytałem się Roda, czy wie, gdzie tutaj mają myjnię samochodową. Okazało się, że jest na jednej ze stacji benzynowych, ale zaproponował, że jeśli chcę, to mogę po prostu wziąć wąż ogrodowy, szczotkę i umyć auto samemu. W ten sposób bez ruszania się z miejsca i wydawania kasy na myjnię auto doprowadziłem do względnej czystości.
0
Musisz się zalogować aby móc komentować.