El Chaltén

Opublikowano: 9.01.2024 o 2:32 przez mat w Argentyna, Naokoło świata, Patagonia

Dosyć trudno ustalić nam plan na następne dni – początkowo planujemy jechać bezpośrednio do Bariloche, ale po długich przemyśleniach postanawiamy zatrzymać się jeszcze po drodze w El Chaltén. 18 grudnia zaczynamy od kilku godzin w autobusie, potem na miejscu obiad, spacer do hotelu (na szczęście El Chaltén jest dużo mniejszą miejscowością od El Calafate), a resztę wieczoru spędzam przy komputerze, starając się spisać wrażenia ostatnich dni.

El Chaltén reklamuje się jako stolica patagońskich szlaków turystycznych – faktycznie, sama okolica miasteczka jest przepiękna, z okna naszego pokoju hotelowego widzimy Cerro Fitz Roy. Rano idziemy na stosunkowo łatwy szlak, ale okazuje się że przeceniliśmy tutejszą naturę – jest mnóstwo komarów, a my nie wzięliśmy sprayu na owady. Po czterech kilometrach, na drugim punkcie widokowym poddajemy się i wracamy.

Po powrocie do miasteczka narada i ustalanie planów na następne dni. Idziemy na dworzec kupić bilety na autobus do Bariloche na jutro, okazuje się że bilety na jutrzejszy kurs są wyprzedane. Kolejna burza mózgów – czy jechać tylko część drogi, czy zostać dłużej w El Chaltén – wracamy do hotelu, okazuje się, że możemy przedłużyć pobyt o jedną noc, płacimy za hotel i wracamy na dworzec kupić bilety na pojutrze.

Nasz dodatkowy dzień w El Chaltén – 20 grudnia – przeznaczamy na wyrównanie naszych rachunków z okolicznymi szlakami. Idziemy do Laguna de Los Tres, jeziora u stóp Cerro Fitz Roy. Droga wygląda następująco – 2 kilometry spaceru przez miasteczko (płasko), zaraz po wejściu na szlak ok. 2-3 kilometrów podejścia mniej więcej 400 metrów w górę, potem 8 kilometrów prawie płaskiego szlaku przez las i łąki, po czym ostatni kilometr i ponad 450 metrów przewyższenia. W sumie 13 kilometrów i 1000 metrów przewyższeń. Widoki niesamowite – góry, lodowce, dzikie zwierzęta. W pierwszej godzinie drogi widzimy kondora, który majestatycznie krążył nad nami nabierając wysokości. Za to przy samym jeziorze widzimy miescowego lisa (zorro) – mam wrażenie że bardziej przypomina psa, jest też większy od lisów, jakie widziałem w Polsce. Wracamy bardzo zmęczeni, ale było warto!

Możliwość komentowania jest wyłączona.