Dylizans, Indianie i Zorro

Opublikowano: 19.04.2007 o 0:17 przez mat w Argentyna, Rękopis znaleziony w plecaku

Autobus, ktorym jechalem z Mendozy do Tucuman, byl podzielony na co najmniej dwie klasy. Klasa semi-cama (ktora jechalem) w autobusie linii Andesmar umieszczona jest na parterze, zajmuje przestrzen pomiedzy pierwsza a druga osia (autobusy dalekobiezne sa tutaj trzyosiowe – z tylu sa dwie osie obok siebie), w srodku znajduje sie 9 skorzanych, rozkladanych foteli w 3 rzedach. Na pietrze znajduje sie normalny przedzial pasazerski, a bagaz umieszcza sie w tylnej czesci parteru. W autobusie nie ma chyba bezposredniego przejscia z kabiny kierowcy do czesci pasazerskiej.
Znakomita wiekszosc pasazerow stanowili Indianie – jechaly cale rodziny, nawet matki z malymi dziecmi, wszyscy mieli potezny bagaz, jakies torby jak ze stadionu X-lecia, paczki, wszyscy biednie ubrani – czesto w podarte podkoszulki. Nie wiem co ich pchalo w taka podroz – na pewno bardzo meczaca, dluzsza niz moja (z Mendozy do Tucuman jest 1000 km, do Jujuy, gdzie autobus konczy bieg, kolejne kilkaset kilometrow) i kosztowna (wczesniej widzialem jak placili po kilkaset pesos argentinos za bilety dla calej rodziny, jedno peso argentino jest warte mniej wiecej jedna zlotowke) podroz. Dzieci byly umorusane jeszcze przed wyjazdem (widzialem jak na dworcu bawily sie w najlepsze na podlodze pomiedzy przechodzacymi podroznymi), ale widac nikomu to nie przeszkadzalo. Na twarzach najmlodszych najlatwiej bylo zobaczyc narastajace zmeczenie podroza – o ile przed wyjazdem byly usmiechniete, to nad ranem, gdy stawaly w kolejce do toalety w autobusie, wygladaly na calkowicie zrezygnowane.
Jeszcze wieksze wrazenie zrobila na mnie jedna z matek – niewysoka, przy kosci, do paska przywiazana dziecieca kurtka, dziecko na reku, do tego jej koszulka byla cala w mokrych plamach od pokarmu. Podczas postoju stala tak obok autobusu i patrzyla sie zupelnie nieobecnym wzrokiem naokolo.
Na szczescie dla mojego snu w trakcie podrozy, w mojej klasie nie bylo zadnej rodziny z dziecmi. Byl za to telewizor i przed snem obejrzelismy Zorro z Banderasem i Zeta-Jones. Od razu przypomnialy mi sie filmy o dzikim zachodzie i bardzo szybko ten nieduzy, pograzony w polmroku przedzial, skojarzyl mi sie z dylizansem. Na dodatek „na dachu” (czyli na pietrze autobusu) jechalo kilkudziesieciu Indian;)

Świt

Musisz się zalogować aby móc komentować.