Déjà vu, czyli druga wiosna w tym roku – pogoda w Poznaniu zrobiła się właśnie mniej więcej taka, jaka była w San Francisco miesiąc temu. Wiosna, ptaki śpiewają, owady latają, drzewa kwitną.. A propos San Francisco, o którym napisałem że jeszcze napiszę – w ostatni weekend przed wyjazdem widziałem się ze znajomymi, przespacerowaliśmy się przez Golden Gate Park, porobiłem dużo zdjęć (chyba główną bohaterką była córka Agi i Daniela, wybiegająca co chwilę z wózka w celu obejrzenia co ciekawszych kwiatków, rybek, wiewiórek, ptactwa i czego tam jeszcze), potem już sam zrobiłem sobie spacer przez Presidio w stronę mostu Golden Gate – słońce zachodziło nad oceanem i zatoką, a ja robiłem zdjęcia, wiatr wiał, aż słono w ustach mi się zrobiło, a potem chmura/mgła nadeszła i zaczęła zasłaniać i miasto i most. Kiedy zrobiło się już ciemno, wróciłem w stronę stacji kolejowej, żeby dojechać South City. Po drodze w trolejbusie spotkałem (chyba) policjanta, przynajmniej robił wrażenie kogoś na kształt sierżanta Doakesa, cały czas rozmawiał przez telefon o jakichś sprawach, ofiarach, podejrzanych. Do tego samego trolejbusu już na Market Street wsiadł Pan Żul, który nie chciał zapłacić za przejazd. Najpierw nic nie zapłacił, kierowca zaczął mówić mu żeby zapłacił, potem wrzucił parę centów i powiedział że więcej nie ma, potem Pan, Który Wyglądał Jak Policjant chciał zapłacić za bilet Pana Żula, ale kierowca nie chciał się zgodzić na to, więc staliśmy i czekaliśmy. Jako że nie byłem pewien czy ostatni tego dnia pociąg poczeka na mnie, wysiadłem, przeszedłem się przystanek piechotą i pojechałem na stację kolejową innym autobusem. Miałem wtedy iPhone’a, więc Google Maps na szczęście dosyć dobrze były w stanie powiedzieć mi gdzie jestem i jakim autobusem najszybciej dojadę na miejsce.
Wracając do tematów wiosenno-poznańskich – kupiłem sobie w ubiegłym tygodniu rower (taki niebieski, do jeżdżenia po mieście, ma na oko ze 20 lat, z czego zdecydowaną większość przestał w garażu czy w piwnicy gdzieś w Niemczech, więc poza tym że jest stary, to jest jak nowy), kosztował mnie bardzo niewielkie pieniądze, więc teraz codziennie jeżdżę do pracy na rowerze (zwłaszcza że jest szybciej niż komunikacją miejską). A w takie dni jak teraz, zdarza mi się po pracy przejechać się na drugą stronę rzeki i pozwiedzać sobie Poznań. Dzisiaj (właściwie to już wczoraj) przypadkiem znalazłem sławetny Stary Browar, udało mi się też trafić na Rynek (pamiętam że w lutym na Rynku było chłodniej jakoś i ogródków z parasolami nie było). Dużo ścieżek rowerowych w Poznaniu jest, szkoda że niektóre się tak nagle kończą – nagle trzeba na ulicę z samochodami wjechać, albo prowadzić rower spacerując sobie chodnikiem. Na szczęście jakoś daję sobie z tym radę, a może jeśli będę pamiętał, to pewnie gdzieś by się znalazła mapka ścieżek rowerowych Poznania, to znaczy zakładam że w internecie może ktoś gdzieś coś takiego umieścił, tylko jeszcze nie wiem gdzie konkretnie umieścił.