Co rośnie na pustyni

Opublikowano: 16.01.2025 o 21:25 przez mat w Ameryka Południowa, Boliwia, Naokoło świata

Odpowiadając na pytanie „co rośnie na pustyni”, mogę napisać, że w Boliwii może to być miasto. Różnica pomiędzy Uyuni AD 2007, a Uyuni AD 2024 jest kolosalna. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, wzdłuż ulic stały prawie wyłącznie parterowe domy, niewiele budynków miało więcej niż jedną kondygnację. W 2024 miasto zdecydowanie urosło, pozostały tylko te same pomniki i instalacje artystyczne na głównej ulicy. Możliwe, że część zmian wynika ze zwiększonego ruchu turystycznego, ale podejrzewam że sporą rolę gra też fakt, że pod Salar de Uyuni znajduje się kilkadziesiąt procent światowych zasobów litu, potrzebnego do produkcji baterii do telefonów, smartwatchy, czy pojazdów elektrycznych. Nagle okazuje się, że prawie zapomniana miejscowość staje się ważnym miejscem na gospodarczej mapie świata.

Po zameldowaniu się w hotelu – mamy pokój z łazienką – korzystamy z luksusów bieżącej wody i odpoczywamy po czterech dniach na pustyni. Reszta dnia mija powoli, robię nieco porządków – zgrywam zdjęcia z aparatu na dysk, publikuję stories z poprzednich dni na insta, po chwilowym detoksie najwyższy czas skorzystać z internetu. Temat, w którym internet wiele nie pomaga, to kupno biletów na dalszą podróż – trzeba iść na dworzec autobusowy, sprawdzić połączenia, wybrać przewoźnika (jest wiele firm oferujących takie kursy) i kupić bilety. Nie ma niestety żadnych sensownych dziennych połączeń, trzeba jechać nocą. Niby oszczędza się w ten sposób na noclegu, ale i tak przyjeżdża się bardzo zmęczonym i niewyspanym. Przy okazji spaceru na dworzec spotykamy się jeszcze z resztą uczestników naszej wycieczki z Tupizy i jemy razem kolację – okazuje się, że w Uyuni można zjeść całkiem niezłą pizzę!

16 stycznia 2024 możemy w końcu się wyspać do oporu, a przed nami dzień włóczenia się po mieście. Spędzamy sporo czasu w restauracji na obiedzie, wpadam też na pomysł spaceru nieco dalej od centrum – mam nadzieję, że może uda mi się zlokalizować starego Jelcza/Skodę, którego widziałem dzień wcześniej. Autobusu nie udało się znaleźć, okazuje się, że Uyuni jest całkiem spore, a na dłuższe piesze wycieczki nie mamy specjalnie siły. Robię jednak dużo zdjęć, ciekawe (choć logiczne) jest to, że im dalej od centrum, tym gorsza jest nawierzchnia na ulicach – nadal są szerokie, ale nie są już utwardzone, hulający wiatr wznosi tumany kurzu. Próbuję też znaleźć miejsca, w których robiłem zdjęcia w 2007 roku, żeby mieć porównanie po latach.

Lądujemy jeszcze na jakiś czas w kawiarni, aż w końcu wracamy do hotelu po nasze bagaże i idziemy na dworzec autobusowy. W autobusie mamy miejsca na górnym pokładzie, próbujemy ułożyć się wygodnie w wielkich fotelach, bo czeka nas długa noc.

Możliwość komentowania jest wyłączona.