Boliwijska siedziba rządu

Opublikowano: 21.01.2025 o 23:21 przez mat w Ameryka Południowa, Boliwia, Naokoło świata

La Paz jest siedzibą władz i jednocześnie największym miastem Boliwii, ale nie jest stolicą – konstytucja mówi, że to miano nosi Sucre, które jednocześnie jest siedzibą Sądu Najwyższego. Droga z Uyuni do La Paz jest całkiem niezła, chociaż wybraliśmy chyba najpóźniejszy autobus, na miejsce docieramy bladym świtem 17 stycznia 2024. Noc w autobusie jak zwykle taka sobie, nawet żałujemy, że nie jechał dłużej, bo może udałoby się nam nieco lepiej wyspać. Nasz plan to rozejrzeć się po mieście, zorientować się, co warto zwiedzić, przespać się, a następnego dnia jechać do Rurrenabaque, żeby stamtąd ruszyć w dżunglę. Na razie zostajemy na dworcu autobusowym, szukamy jakiegoś baru, gdzie można zjeść śniadanie. Bar okazuje się być taki sobie, ciężko też skupić się na bardziej szczegółowym planowaniu, bo co chwilę podchodzą starsze panie cholitas i proszą o jałmużnę – serce się kraje, bo przecież nie można pomóc wszystkim, po chwili i tak kończą nam się drobne. Oczywiście jest możliwe, że te panie po prostu mają taki zawód, ale trudno to ocenić. Przychodzą też kilkuletnie dzieci i próbują sprzedawać za grosze skarpetki – tutaj już ewidentnie widać, że ktoś te dzieci wykorzystuje do wyciągania pieniędzy..

Dosyć szybko opuszczamy dworzec i zamawiamy Ubera do naszego Airbnb. Samochód jest bardzo mały, jeden plecak mieści się w bagażniku, ale drugi już musi jechać na siedzeniu. Nasz nocleg to pensjonat w starej willi położonej w mniej turystycznej części miasta, w dzielnicy Sopocachi. Jest rano, więc nasz pokój nie jest gotowy, ale możemy posiedzieć w salonie, a potem zostawić tam nasz bagaż.

Pomimo zmęczenia, decydujemy się na zwiedzanie miasta z przewodnikiem, coś w rodzaju Free Walking Tour – bez określonej ceny, ale za napiwek. Wycieczka rozpoczyna się stosunkowo niedaleko od miejsca, gdzie będziemy nocować, więc decydujemy się na spacer. Po drodze okazuje się, że w La Paz ciężko znaleźć płaski odcinek, więc meldujemy się na miejscu mocno zmachani. Na szczęście jesteśmy sporo przed czasem, więc czekamy i próbujemy zgadnąć kto jeszcze jest chętny na tę samą wycieczkę. W końcu zjawia się pani przewodniczka i tłumaczy zasady – ponieważ nie wolno oprowadzać grup tylko za napiwki, musi sprzedawać bilety (mniej więcej po kilkanaście złotych za osobę), ale to pokrywa tylko koszty funkcjonowania biura, więc jeśli będzie się podobało, oczekuje napiwku. Trasa zaczyna się obok więzienia, funkcjonującego w centrum miasta od dziesiątek lat, a może i dłużej. Podobno jest to miasto w mieście, a osadzeni muszą liczyć na pomoc rodzin w utrzymaniu się, warunki są bardzo ciężkie. Dalej idziemy na tradycyjny targ, słuchamy też o tym, skąd się wzięły cholitas i czemu noszą charakterystyczne meloniki. Dalej kierujemy się tam, gdzie najłatwiej spotkać turystów, czyli do Mercado de las Brujas (targowisko czarownic). Charakterystyczną rzeczą, którą można tam kupić, są zasuszone płody lamy – dowiadujemy się, że kiedy rozpoczyna się budowę, należy pod fundamentami zakopać taką ofiarę. Podobno też im większy budynek, tym większa powinna być ofiara, dlatego czasem też składano ofiary z ludzi – przewodniczka mówiła, że niedawno znaleziono ludzki szkielet pod rozbieranym budynkiem z lat 60. Ciężko mi powiedzieć, czy bogini Pachamama faktycznie oczekiwała takich ofiar, ale na pewno miałem wątpliwości do tego, w jaki sposób prowadząca naszą wycieczkę o tym opowiadała. Odniosłem wrażenie, że była wielką fanką stand-up comedy, więc główną częścią jej opowieści było pokazywanie nam, ile w Boliwii jest absurdów, zwłaszcza w porównaniu z krajami zachodu. Na koniec wycieczki odwiedziliśmy plac przed pałacem prezydenckim, ten sam plac, przez który w 2007 roku musiałem iść z wielkim plecakiem podczas przemówienia prezydenta Evo Moralesa w trakcie demonstracji pierwszomajowej. Na miejscu usłyszeliśmy najwyraźniej bardzo śmieszną (według przewodniczki) historię o tym, jak w latach 40. XX wieku boliwijczycy powiesili tam ówczesnego prezydenta na latarni (a śmieszne było to, że okazało się, że następca był jeszcze gorszy), od czego gładko przeszła do czasów współczesnych i jak bardzo władze z ostatnich lat, zaczynając od byłego już prezydenta Moralesa, są do niczego. Spacer zakończyliśmy wysłuchaniem informacji o sugerowanej wysokości napiwku – pani sugerowała absurdalnie wysoką kwotę, podobnie kosztowała nas wycieczka wokół miejscowości Tarija, gdzie uczestników było kilkukrotnie mniej, przewodnik dużo lepiej odpowiadał na pytania i byliśmy wożeni samochodem, dobrze że mieliśmy porównanie.

Wracając do naszego pensjonatu znaleźliśmy bar, w którym stołowali się chyba głównie robotnicy i pracownicy okolicznych biur. Za dwudaniowy obiad – zupa jarzynowa, całkiem pokaźne drugie danie i coś do picia – zapłaciliśmy w przeliczeniu kilka złotych od osoby. Po drodze mijało nas wiele busów, większość to nieduże mikrobusy azjatyckiej produkcji, ale wciąż też jeżdżą większe i wolniejsze Dodge, wyglądające z grubsza jak krótkie autobus szkolny z USA, tylko pomalowane kolorowo i fantazyjnie przyozdobione. Nie jesteśmy pewni jak działa system, jakie są trasy, a że mamy czas, decydujemy się na powrót pieszo. W pewnym momencie widzę kątem oka na ścianie wieżowca emaliowaną tabliczkę z polskim godłem, zupełnie jak na naszych urzędach – przypadkiem znaleźliśmy nasz konsulat honorowy.

Jest już dobrze po południu, dostaliśmy już nasz pokój, więc możemy odpocząć po nocnej podróży i po zwiedzaniu miasta. Po drzemce próbujemy też znaleźć bieżące informacje na temat podróży do Rurrenabaque, ale zarówno przewodniki, jak i internet mówią niewiele. Upewniamy się tylko co do tego, że autobusy w tamtym kierunku nie odjeżdżają z głównego dworca autobusowego, ale z zupełnie innej części miasta. Oczywiście nie ma kursów dziennych, żeby przypadkiem nie być zbyt wypoczętym na miejscu po spędzeniu nocy w autobusie.

Okazuje się, że niedaleko nas, przy Plaza Abaroa, jest bardzo dobra restauracja Manq’a, podająca potrawy będące nowoczesną interpretacją tradycyjnej kuchni boliwijskiej. Boliwia raczej nie jest krajem dla smakoszy, ale po kolacji stwierdzamy, że to miejsce zdecydowanie jest godne polecenia.

Czwartek, 18 stycznia 2024, rozpoczynamy od spaceru do Narodowego Muzeum Archeologii, gdzie oglądamy artefakty z różnych stanowisk archeologicznych w Boliwii. Ekspozycja jest niezbyt duża i bardzo w starym stylu, ale i tak daje ciekawą perspektywę na to, jak żyły ludy zamieszkujące tereny obecnej Boliwii. Ciekawy jest też sam budynek muzeum – w pewnym momencie zauważam na witrażu nazwisko Arthur Posnansky – okazuje się, że urodzony w Wiedniu pan Posnansky nieco ponad sto lat temu wybudował Palacio Tiwanaku i umieścił tam muzeum.

Po powrocie z muzeum zabieramy nasz bagaż z pensjonatu, zamawiamy taksówkę i jedziemy pod adres, z którego podobno odjeżdżają autobusy do Rurrenabaque. Mówimy kierowcy o naszych planach, okazuje się że prawie trafiliśmy – ale tak naprawdę właściwy adres znajduje się kilka przecznic dalej. Z jakiegoś powodu w tym kierunku wyjeżdża się nie z dworca autobusowego, ale spod siedziby przewoźnika (a konkretnie z tylnej uliczki za budynkiem ich siedziby). Flota Yungueña to jedna z dwóch firm jeżdżących z La Paz do Rurre, podobno to ta lepsza, wolę nie wiedzieć, jak wyglądają autobusy tej gorszej. Kupujemy bilety w kasie, a ponieważ przyjechaliśmy dosyć wcześnie – nie byliśmy pewni o której jest odjazd, mamy sporo wolnego czasu. Poczekalnia to oddzielone przepierzeniem malutkie pomieszczenie obok kasy, więc zostawiam Olę z bagażami, a sam chodzę po okolicy i staram się zorientować kiedy przyjedzie nasz autobus. Tymczasem Ola w poczekalni rozmawia ze starszą panią w tradycyjnym stroju, kiedy tłumaczy się ze swojego nienajlepszego hiszpańskiego, pani mówi, żeby się nie martwiła, bo ona sama też nie mówi najlepiej – nauczyła się go dopiero 30 lat temu, kiedy już była dorosła. W końcu podstawiają autobus, jest spore zamieszanie, ale udaje nam się oddać bagaż, po czym wchodzimy na górę i znajdujemy nasze miejsca. Zaraz zapadnie zmierzch, a my jedziemy coraz wyżej opuszczając La Paz.

Możliwość komentowania jest wyłączona.