Mam dziwne wrazenie, ze mniej wiecej takimi slowami jak w tytule, moj Dziadek, ktory przez wiele lat organizowal samochodowe wyscigi gorskie, skomentowalby droge ktora dzisiaj przemierzylem autobusem.
Wrocilem z Argentyny do Chile, musialem wiec ponownie przejechac przez Andy – tym razem po drodze nie bylo zadnego tunelu, przelecz graniczna na wysokosci 4200 metrow n.p.m. Autobus poradzil sobie z trasa bez problemow, gorzej ze mna – po drodze bylo strasznie sucho, a wlaczona klimatyzacja w autobusie jeszcze bardziej zmniejszala ilosc wilgoci w powietrzu. Moje nie do konca wyleczone gardlo (jednak mam kaszel i katar) bardzo zle znosilo te warunki – przy kazdym oddechu piekly mnie sluzowki. Jeszcze weselej mialem z uszami – duze roznice wysokosci (czyli duze zmiany cisnienia) powodowaly ze „zatykaly” mi sie uszy, a poniewaz mam katar, kazda proba ich odetkania rowniez nie byla bezbolesna. Zeby skonczyc watek medyczny – wszystkie te dolegliwosci przestaly mi przeszkadzac gdy zlapala mnie choroba wysokosciowa. Przez kilka godzin przebywalem na wysokosci powyzej 3500 metrow, a poniewaz przez kilka ostatnich dni zazywalem aspiryne (ktora rozrzedza krew i pogarsza odpornosc na niedotlenienie) i zamienilem aspiryne na paracetamol dopiero w nocy przed wyjazdem, skonczylo sie na tym, ze caly popadlem w odretwienie (doslownie – czulem sie jakbym mial lekko zdretwiale wszystkie konczyny). Chyba podczas zjazdu z gor na jakis czas przysnalem – obudzilem sie przed San Pedro de Atacama, 160 km od granicy (przy czym dopiero tam odbywa sie kontrola graniczna przyjezdzajacych do Chile) i czulem sie juz znacznie lepiej.
Z San Pedro autobus udal sie do miejscowosci Calama, w ktorej wlasnie jestem i czekam na nastepny autobus – bedzie za niecale dwie godziny – ktory przywiezie mnie do miejscowosci Arica. Droga do Calamy wiodla przez pustynie Atacama – zrobila na mnie przygnebiajace wrazenie – wokol setki kilometrow kwadratowych roznych skal, gruzu, od czasu do czasu przy drodze smieci, za to ani jednej zywej rosliny, ani jednego zwierzecia.. W pewnym miejscu kilkanascie metrow od drogi zauwazylem zasieki z drutu kolczastego na ktorych wisialy tablice ostrzegajace przed polem minowym. Nawet przepiekne gory na horyzoncie, oswietlone zachodzacym sloncem nie potrafily zmienic mojego wrazenia.
Jestem za to bardzo pozytywnie nastawiony przed wizyta w Arice – Arica to miasto polozone nad oceanem (pierwszy raz zobacze Pacyfik!), tuz przy granicy z Peru. Zamierzam zostac tam przynajmniej jeden, moze dwa dni, az sie wykuruje – troche glupio rezygnowac z niektorych planow (zrezygnowalem z przejazdzki koleja Malinowskiego z Limy do Huancayo – musialbym w trzy dni dotrzec stad do Limy) – chyba nie ma sensu az tak sie spieszyc, zeby nadwyrezac swoje zdrowie. W koncu jestem na urlopie i nie musze niczego nikomu udowadniac.
Powinieneś żuć liście koki 😉
Martwisz mnie swoim stanem zdrowia. Z drugiej strony jednak: czy chorujesz w Warszawie, czy w autobusie na innej półkuli – niewielka różnica. Niemniej pozdrowienia od Babci (ode mnie też) wydają się jak najbardziej na miejscu.